Czy sprytne jest nieodbieranie korespondencji urzędowej?

Dość częstą metodą postępowania osób, które wpadły w kłopoty prawne jest nieodbieranie żadnej korespondencji, zwłaszcza urzędowej. Uznajemy, że nie ma w niej nic dobrego i jak nie odbierzemy to nie wiemy co się dzieje i w naszym rozumieniu wstrzymujemy działania np. sądu czy komornika.

W przeważającej ilości możliwych przypadków nie mamy racji. Byłoby to zbyt proste, aby wystarczyło ignorować listonosza, aby np. nie musieć płacić swoich długów.

Oczywiście przy pewnego rodzaju korespondencji brak odbioru nie niesie ze sobą ryzyka, choć wydaje się, że przeważnie warto wiedzieć czego się od nas żąda, aby przygotować się na obronę. Wszelkiego rodzaju wezwania do zapłaty, czy do jakiegoś zachowania, jeśli nadawcą jest np. nasz wierzyciel nie rodzą negatywnych skutków w razie ich nieodebrania.

Czy odbierać listy z sądu?

Inaczej jest z korespondencją urzędową np. sądową. Wszystko przez tzw. fikcję doręczenia, która oznacza, że przesyłka dwukrotnie awizowana i nieodebrana uważana jest za doręczoną, chyba że ujawnią się jakieś wątpliwości czy adres jest prawidłowy. W praktyce jednak rzadko to się dzieje i nawet jeśli pod danym adresem nie zamieszkujemy od lat, to listonosz nie będzie tego sprawdzał, chyba, że nowy lokator mu o tym powie, a ten zanotuje na kopercie. W praktyce często listonosze są przypadkowi, często się zmieniają, a nierzadko w ogóle nie pukają do drzwi, tylko do razu wypisują awiza.

Skutek zaś takiej podwójnej awizacji jest bardzo daleko idący. Krótko mówiąc np. sąd traktuje nas jakbyśmy znali treść pisma znajdującego się w kopercie. A może to być np. termin rozprawy, która odbędzie się bez nas ( bo formalnie wiedzieliśmy, ale nie przyszliśmy ), albo co gorsza nakaz zapłaty w postępowaniu cywilnym.

Aby uświadomić Ci czym taki nakaz grozi w niepowołanych rękach podam przykład. Może ekstremalny, ale nie niemożliwy.

Wyjeżdżamy na pół roku do pracy i nasze mieszkanie jest puste. Wie o tym nasz były wspólnik, który jest naszym wrogiem. Podrabia umowę pożyczki na milion złotych i wysyła do sądu pozew przeciwko nam, wnosząc o nakaz zapłaty na taką kwotę. Sąd nie nabiera żadnych wątpliwości, a my nie możemy się bronic, bo nie wiemy nic o sprawie. Nakaz się uprawomocnia, a nasz wróg postara się o szybki tytuł wykonawczy i niecierpliwego komornika. Zanim dowiemy się o sprawie komornik może już zlicytować to mieszkanie, albo zająć nasz rachunek bankowy. Oczywiście jest to przestępstwo i świadczenie nienależne, ale pytanie czy kiedy zorientujemy się o co chodzi i zaczniemy to odkręcać ( co nie jest ani łatwe, ani szybkie, ani tanie ) będzie od kogo odzyskać pieniądze?

Krótko mówiąc chowanie głowy w piasek i nieotwieranie listonoszowi nie musi okazać się najlepszym rozwiązaniem.

PORADNIK

ODSZKODOWANIA

PRAWO CYWILNE

PRAWO GOSPODARCZE

PRAWO KARNE

PRAWO PRACY

PRAWO RODZINNE